Za moment poznamy Anię. W jej życiu jest oczywiście wiele wspaniałych momentów, jednak w tym cyklu poznamy te trudniejsze chwile. Mam nadzieję, że to, co tutaj przeczytasz, będzie dla Ciebie wspierające.

Przeczytaj całość lub przejdź od razu do części, która najbardziej Cię interesuje:

  1. W oczekiwaniu na maluszka
  2. Zmęczenie
  3. Czy to już wypalenie
  4. Złote rady
  5. Ania i relacja z mężem
  6. Samotność w macierzyństwie
  7. Zagubienie
  8. Wdzięczność

Na stronie znajdują się linki afiliacyjne.

Historia Ani 1/8 – w oczekiwaniu na maluszka

To jest Ania. Ania już niebawem urodzi córeczkę…

Oczyma wyobraźni widzi siebie siedzącą w fotelu, z kubkiem herbaty, z maleństwem śpiącym na jej piersi. W mieszkaniu cicho, ciepło. Czas płynie powoli, jakby tylko dla niej. Czeka na ten moment z drżeniem serca.

Ułożyła wszystko — pieluszki, kaftaniki, otulacze. Kupiła chustę, zrobiła listę zdrowych obiadów, zapisała się na szkołę rodzenia. Przeczytała książki o bliskości, o śnie, o karmieniu.

Ona jeszcze nie wie, że dziecko nie czytało żadnej z nich…

Ona jeszcze nie wie, że niektóre wieczory będą pachnieć nie lawendą, a zmęczeniem i łzami.

Że niektóre noce będzie liczyć nie w godzinach snu, tylko w próbach ułożenia dziecka tak, by nie płakało…

Jeszcze nie wie, jak bardzo zatęskni za ciszą, a potem — jak mocno będzie jej brakowało tego ciężaru na ramieniu, gdy dziecko już zaśnie samo.

Ona jeszcze nie wie, że czasem nie będzie wiedziała, co robić. Że będzie się czuła samotna. Że będzie się bała, czy robi wszystko dobrze. Ale też…

Ona jeszcze nie wie, jak bardzo będzie kochać.

Nie tą czystą, pastelową miłością z reklam, tylko tą surową, silną jak burza.

Jeszcze nie wie, że będzie patrzeć na małą rączkę obejmującą jej palec — i czuć, że już nigdy nie będzie tą samą kobietą.

Jeszcze nie wie, że nie musi być idealna. Że wystarczy, że będzie wystarczająca.

I że to wystarczy bardziej, niż się jej teraz wydaje…

Co powiedziałabym Ani z perspektywy 15 lat mojego macierzyństwa?

Aniu… Patrzysz teraz na swój brzuszek, czujesz kopniaki i układasz sobie w myślach, jaką będziesz mamą…

I dobrze. Te marzenia są piękne i potrzebne. Sama je miałam – w każdej z moich pięciu ciąż.

Ale gdybym mogła podejść do Ciebie – tej, która czeka – usiadłabym obok, złapała Cię za rękę i powiedziała coś, co chciałabym wtedy usłyszeć:

Nie musisz być gotowa na wszystko. Nie będziesz. I to jest w porządku. Zmienisz się. Będziesz czasem zagubiona. Czasem wściekła. Czasem taka zmęczona, że będziesz liczyć minuty do powrotu męża…

I czasem będziesz czuć się winna, że nie jesteś mamą, którą sobie wymarzyłaś…

Ale powiem Ci coś jeszcze — ten mały człowiek nie będzie Cię kochał za planery, podgrzewacze do chusteczek czy harmonogramy dnia…

On będzie Cię kochał za to, że jesteś. Za Twoje ramiona, które nigdy nie są za zmęczone na przytulenie. Za spojrzenie, które mówi „jestem z Tobą”. Za to, że zostajesz – nawet wtedy, gdy nie masz już siły.

Aniu, będziesz się gubić, ale zawsze się odnajdziesz. W oczach dziecka. W jego uśmiechu. W sobie. Nie bój się, że coś zawalisz. Zawalisz. I to nic nie znaczy. Macierzyństwo to nie droga prosta, to taniec.

Raz pewny krok, raz potknięcie. I tylko Ty zdecydujesz, jak ten taniec ma wyglądać.

Zaufaj sobie. Zaufaj dziecku. Nie słuchaj za dużo tych, którzy wiedzą lepiej. Masz prawo robić po swojemu. Nawet jeśli to znaczy z bałaganem, z płaczem, z kanapką na kolanie. Bo w tym wszystkim – naprawdę ogarniasz. Nawet jeśli tego nie czujesz. Jestem z Tobą. Każdego dnia. I wierzę w Ciebie. Mocno.

Historia Ani 2/8 – zmęczenie

Ania szczęśliwie urodziła córeczkę. Maleństwo jest już z nią – cieplutkie, pachnące mlekiem, wtulone w jej ramiona.

Jest szczęśliwa. Naprawdę. Ale też… jest zmęczona tak, jak nigdy wcześniej. Jej ciało boli w miejscach, których istnienia nawet nie przeczuwała. W głowie – wir myśli: czy je dobrze, czy śpi za mało, czy powinna coś robić inaczej.

Daje z siebie wszystko. I jeszcze więcej. Zamienia sen w czuwanie, głód w karmienie, ciszę w kołysanki.

Zna już dźwięk płaczu o trzeciej nad ranem i smak zimnej herbaty.

Dni płyną nie w rytmie zegarka, ale drzemek, przewijania i prób złapania chwili na oddech… Ania ogarnia – ale z każdym dniem jakby coraz bardziej z automatu…

Z miłością, ale bez uważności na siebie… Nie ma kiedy się rozpłakać, choć czuje, że to byłoby jej potrzebne. Nie ma komu powiedzieć, że czasem nie daje rady – no bo jak to – przecież kuzynka babci wychowała siedmioro i nie narzekała…

Nie ma kiedy się zatrzymać, żeby zapytać: „Jak ja się czuję?”

Gdybym mogła usiąść z Anią na chwilę, powiedziałabym jej:

„Aniu, nie musisz spalać się dla swojego dziecka. Ono nie potrzebuje superbohaterki – potrzebuje mamy, która jest żywa. Która czuje. Która dba też o siebie.

Twoje potrzeby nie zniknęły. Nie są mniej ważne. Jesteś ważna – nie tylko jako mama, ale jako Ty.”

I wiem, że te słowa czasem trudno przyjąć, kiedy codzienność krzyczy, a wszystko inne schodzi na dalszy plan…

Jeśli tego potrzebujesz, poproś o pomoc. Czasem wystarczy kilka czułych słów, by przypomnieć sobie, że jesteś wystarczająca. Nawet wtedy, gdy czujesz się słaba. Zwłaszcza wtedy.

Historia Ani 3/8 – czy to już wypalenie?

Od narodzin Helenki minęło już kilka miesięcy.

Dziecko już nie jest zupełnie maleńkie – czasem się uśmiecha, gaworzy, zaczyna chwytać zabawki wysuwa rączki w stronę rodziców…

Ludzie mówią: „O, teraz to już z górki”.

Ale Ania tego “z górki” nie czuje. Czuje za to zmęczenie. Nie to „zwykłe”, po ciężkim dniu.

To zmęczenie, które wchodzi pod skórę, ciągnie ciało w dół, sprawia, że nawet uśmiech wymaga siły, której już prawie nie ma… Zasypia z myślą, że wreszcie odpocznie – ale noc to przerywany sen, niepokój, karmienia, tulenia, czuwania.

Rano budzi się jeszcze bardziej pusta niż wieczorem. Czuje, że coś w niej cichnie. Coraz rzadziej śmieje się szczerze. Coraz częściej robi rzeczy „na automacie”.

Reaguje, ale nie czuje. Przytula, ale sama nie czuje się przytulona… I coraz częściej myśli: „A co, jeśli już taka zostanę?”

Gdybyśmy mogły usiąść razem, bez dzieci, bez hałasu, powiedziałabym Ani:

„To, co czujesz, to nie porażka. To znak, że jesteś zbyt długo na najwyższych obrotach bez przerwy. Wypalenie to nie słabość – to sygnał. Twoje ciało, Twoje serce mówią: ‘Zatrzymaj się. Zaopiekuj się mną.’”

Powiedziałabym jej, że jako mama piątki dzieci znam ten moment.

Ten, kiedy zaczynasz się zastanawiać, czy kiedykolwiek znowu będziesz sobą.

Ten, kiedy kochasz – ale czujesz się przezroczysta.

Ten, kiedy każdy dzień to przetrwanie, a nie przeżywanie.

I dodałabym jeszcze:

„Nie jesteś sama. I nie musisz przez to przechodzić w milczeniu.”

Historia Ani 4/8 – złote rady

Ania coraz częściej słyszy rady.

Miłe panie w kolejce. Znajoma z pracy. Ciocia, która sama wychowała troje dzieci. Koleżanka, która „czytała, że…”.

– Nie noś go tyle, bo się przyzwyczai.

– Zostaw, niech popłacze, musi się nauczyć.

– Karmisz jeszcze? Oj, rozpieszczasz!

– Jakie to ty masz problemy, przecież całe dnie siedzisz w domu.

Ania się uśmiecha. Czasem potakuje. Czasem milknie. Na zewnątrz wygląda, jakby wszystko było w porządku. Ale w środku… Czuje ukłucie. Czasem złość. Czasem wstyd. Najczęściej jednak – samotność.

Bo te „złote rady” – nawet jeśli wypowiadane z dobrego serca, potrafią ugodzić w najczulsze punkty. W to, co ona czuje, gdy tuli swoje dziecko. Gdy podejmuje decyzje po nieprzespanych nocach i tysiącach przeczytanych stron.

W to, że naprawdę się stara – a wciąż ktoś sugeruje, że robi coś „nie tak”.

Gdybym mogła spojrzeć Ani w oczy, powiedziałabym:

„Aniu, to Ty jesteś mamą Twojego dziecka. Tylko Ty widzisz je codziennie, słyszysz ten konkretny płacz, czujesz, kiedy coś jest nie tak.”

Dodałabym jeszcze, że większość tych słów nie miała jej zranić.

Czasem ludzie po prostu nie umieją inaczej wyrazić troski. Czasem chcą pomóc, ale nie umieją posłuchać, zanim zaczną mówić.

I że ona nie musi się kłócić ani udowadniać racji. Ma prawo chronić swoją przestrzeń. Ma prawo powiedzieć:

„Dziękuję, ale mam swój sposób.”

Historia Ani 5/8 – Ania i relacja z mężem.

Ania kocha swojego męża. Naprawdę.

Zanim urodziło się dziecko, byli zespołem – gotowali razem kolacje, żartowali wieczorami, chodzili za rękę po zakupy, śmiali się z drobiazgów.

A teraz… są głównie „rodzicami”.

Kiedy on wraca z pracy, ona jest już w piżamie, po całym dniu tulenia, noszenia, karmienia, przewijania. Nie ma już siły mówić, a co dopiero być „czuła”.

I Ania coraz częściej zadaje sobie pytanie: „Czy powinnam stawiać męża na pierwszym miejscu, czy raczej dziecko?”

Przecież to maleństwo jest takie zależne, takie potrzebujące, takie kruche… A on? Jakoś sobie poradzi. Poczeka. Zrozumie.

Tylko że… ich „my” zaczyna się kruszyć. I to boli.

Gdyby Ania usiadła obok mnie, powiedziałabym:

„Aniu, nie chodzi o wybieranie między dzieckiem a partnerem. Chodzi o to, byście wspólnie zadbali o Waszą relację – bo to właśnie w niej rośnie Wasze dziecko. Dziecko nie musi być 'na pierwszym miejscu’, żeby czuć się kochane. Potrzebuje zobaczyć, że między Wami jest czułość, zaufanie, spokój. To z tego buduje się jego poczucie bezpieczeństwa.”

Dziecko nie potrzebuje idealnych rodziców. Potrzebuje ludzi, którzy umieją się przytulić po trudnym dniu. Którzy potrafią usiąść razem na kanapie i powiedzieć: „Czasami bywa ciężko, ale jesteśmy razem.”

Historia Ani 6/8 – samotność w macierzyństwie

Ania ma ludzi wokół siebie. Mąż codziennie wraca przecież z pracy. Mama dzwoni co drugi dzień zapytać, czy coś przywieźć…

Znajome piszą wiadomości z gratulacjami, serduszkiem, zdjęciem swojego malucha…

Teoretycznie – jest otoczona. Ale w środku… jest sama.

Bo kiedy o 3:17 w nocy tuli dziecko, które po raz kolejny nie chce spać, nie ma nikogo, kto naprawdę rozumie. Kiedy płacze razem z nim i czuje, że już nie ma siły, nikogo przy niej nie ma.

Kiedy w ciągu dnia potrzebuje powiedzieć: „Nie ogarniam, jest mi ciężko”, coś ją powstrzymuje – bo nie chce być tą, która „narzeka”. Czasem patrzy przez okno i zastanawia się:

„Czy tylko ja tak się czuję?” Małe gesty innych nie trafiają w środek tej samotności. Bo ta samotność nie wynika z braku ludzi. Ona wynika z tego, że nikt nie widzi jej w całości. Wszyscy patrzą na dziecko. Na to, czy zdrowe, czy dobrze przybiera, czy się uśmiecha.

A Ania?

Gdybym mogła podejść do Ani, usiadłabym obok i powiedziała:

„Samotność w macierzyństwie to nie coś, co świadczy o Tobie źle. To coś, co mówi, że Twoja rola jest ogromna — i czasem za duża na jedne ramiona. I że masz prawo tę samotność nazwać. Nie tłumić, nie udawać, że jej nie ma. Nazwać – i szukać światła.”

Bo mama też potrzebuje troski. Uważnego spojrzenia. Słowa, które nie ocenia, tylko rozumie.

Historia Ani 7/8 – zagubienie

Ania siedzi na podłodze w pokoju dziecka. Obok niej rozrzucone klocki, kawa w połowie zimna, dziecko płacze — a ona już nie wie, dlaczego.

Krzyknęła przed chwilą. Zbyt głośno. Zbyt ostro. Nie tak miało być.

Obiecywała sobie, że będzie inaczej. Że nie będzie powtarzać tego, co sama kiedyś czuła. A jednak… Złapała się na tym, że mówi słowami, których nigdy nie chciała wypowiedzieć.

I po raz kolejny pomyślała: „Zawaliłam.”

Nie umie się zatrzymać. Wie, że coś robi nie tak, ale nie umie inaczej.

Kocha. Tak bardzo kocha. A mimo to… czuje, że się gubi.

Gdybym mogła być wtedy z Anią, powiedziałabym cicho:

„Nikt nas nie nauczył być rodzicem. Nie ma szkoły z odpowiedziami. Nie ma recepty. To, co robisz każdego dnia – to droga przez żywioł. Czasem mokra od łez. Czasem rozświetlona śmiechem. Ale zawsze – prawdziwa.” Powielanie schematów nie czyni Cię złym człowiekiem. To znak, że niesiesz coś, co może być bardzo ciężkie. Ale skoro to widzisz – to znaczy, że możesz to przerwać. Nie od razu. Nie perfekcyjnie. Ale krok po kroku.

Historia Ani 8/8 – wzruszenie i wdzięczność

Ania stoi w progu. Walizka już spakowana. Pokój… nagle taki pusty.

Jej dziecko – już dorosłe, samodzielne, pewne siebie – uśmiecha się z ekscytacją. Przed nim świat. Przygoda. Nowy rozdział. A w niej – wszystko naraz. Duma. Tęsknota. I cichy, delikatny głos:

„To już?”

Pamięta, jak kiedyś siedziała z nim po nocach, zarywając sen, karmiąc, tuląc, martwiąc się, że „robi coś nie tak”. Pamięta chwile bezradności. Moment, gdy krzyknęła za głośno… Pamięta, jak później płakała w łazience w ramionach męża i mówiła:

„Ja nie umiem być mamą.” Ale była.

I nie była w tym sama. On był obok – jej partner, mąż, towarzysz. Czasem też zmęczony, czasem bez słów. Ale z sercem. Dźwigali razem. Przechodzili razem.

Nie w idealnym rytmie, nie zawsze w zgodzie… ale z miłością. Dziś, patrząc na to swoje dziecko – już niemal dorosłe – wie jedno: Zrobili to. Zbudowali dom, z którego można wyjść silnym. Do którego zawsze można wrócić. I choć serce ściska tęsknota, to jeszcze mocniej wypełnia je spokój.

Gdybym mogła teraz przytulić Anię, powiedziałabym:

„Byłaś wystarczająca. Byliście. Zrobiliście wszystko, co naprawdę się liczy. Nie potrzebowałaś być idealna – potrzebowałaś być sobą. I to wystarczyło.” Bo dzieci nie wychodzą w świat z perfekcyjnych domów. One wychodzą z domów, w których była miłość. Obecność. Prawda.

Ty też sobie poradzisz!

Już 17. czerwca o 20:00 Bezpłatny webinar: PIERWSZE PÓŁROCZE

X