Nie sądziłam, że napisanie tego wpisu, będzie dla mnie takie trudne… (mam nadzieję, że docenicie to, że podjęłam wyzwanie. ;))
Teoretycznie… nic skomplikowanego. Przecież wszyscy wiemy- sadzamy, kiedy dziecko potrafi samodzielnie usiąść. Wcześniej – na płasko w gondoli. I koniec kropka.
W zasadzie na tym mogłoby się dzisiaj skończyć gdyby nie to, że jestem też… mamą… potrójną… a za chwilę poczwórną i wiem co mnie czeka. 😉 Wiem też, że teoria z praktyką czasami się mijają i znam z doświadczenia stres, który towarzyszy rodzicom, kiedy chcą wyjąć z maluchem na spacer w gondoli doskonale wiedząc, że skończy się to zaalarmowaniem całej okolicy. Na dodatek jeszcze dziecko koleżanki wprost uwielbia gondolę, przesypia w niej prawie cały czas i to oczywiście tylko ja mam taki kłopot… ech. 😉
Być może akurat Wy nie macie tego typu dylematów (oby ;)) Ja… mówiąc szczerze mam skrajnie różne doświadczenia… Jedno z moich dzieci gondolę kochało. Drugie… lubiło, ale bardzo szybko z niej wyrosło, a trzecie… miało na nią alergię, więc nie wypuszczałam się na spacery dalsze niż 200-300 metrów od domu… I to z duszą na ramieniu…
Jak to w końcu jest?
Czy rzeczywiście trzeba się katować i pomimo buntu „na siłę” czekać, aż maluch samodzielnie usiądzie? A co jeśli rzeczywiście wyrośnie z gondoli? Niektóre modele są przecież naprawdę maleńkie, a jeśli dodatkowo okaże się, że akurat mamy zimę i musimy zapakować malucha do kombinezonu lub śpiworka… i… nawet czteromiesięczniak w takim wydaniu już się do niej nie mieści?
Zacznijmy od początku
Planując zakup wózka można zwariować. Szczególnie, jeśli jest to nasz pierwszy tego typu zakup i nie do końca wiemy na co tak naprawdę powinniśmy zwrócić największą uwagę. Producenci oczywiście prześcigają się w wymienianiu zalet swoich produktów… I… rzeczywiście, z technicznego punktu widzenia dziecięce wózki wydają się być coraz bardziej funkcjonalne – są zwrotne, coraz lżejsze, łatwo je złożyć, najczęściej wielofunkcyjne, posiadają różne możliwości regulacji….
Ale… jak to jest jeśli chodzi o rozwój dziecka?
Nie wiem, jak Wy, ale ja ciągle odnoszę wrażenie, że jest taki moment, kiedy ewidentnie, maluch wyrasta nam z gondoli, a boimy się jeszcze posadzić go w spacerówce… Taki moment przejściowy… Trzeba sobie wtedy „jakoś” poradzić…
Mam nadzieję, że po przeczytaniu dzisiejszego posta będzie to choć odrobinę łatwiejsze. 😉
SPACERÓWKA: TRADYCYJNA CZY KUBEŁEK???
Przyznam szczerze, miałam doświadczenia z jednym i drugim, ale tym razem… zdecydowanie stawiam na wersję tradycyjną – taką, którą można rozłożyć na płasko.
Oczywiście patrząc na siedzisko kubełkowe może nam się wydawać, że dziecku będzie w nim po prostu wygodniej, że będzie jakby otulone, że jego nóżki będą uniesione, pupka zaokrąglona itp. Może nam się wydawać, że kubełek jakoś tak przyjaźniej wygląda (przynajmniej, jeśli myślimy o samych początkach przygody ze spacerówkami i o maluchach, które jeszcze nie do końca panują nad swoim ciałem w pozycji siedzącej)…
Tymczasem, okazuje się, że jeśli chodzi o rozwój dziecka, maluch na tym etapie potrzebuje czegoś zupełnie innego.
Przyjrzyjmy się temu dokładniej:
Najczęściej momentem przełomowym, kiedy zamieniamy gondolę na spacerówkę są okolice 6. miesiąca życia dziecka. W typowym rozwoju motorycznym jest to czas, kiedy maluch potrzebuje też sporej ilości wyprostu- inaczej mówiąc… z człowieka, który zarówno w brzuchu mamy, jak i w pierwszych miesiącach życia poza nim doświadczał dużej ilości wszelakiego zgięcia, wyrasta osoba, która powoli przygotowuje się do pionizacji. A co jest do pionizacji potrzebne? Potrzebny jest wyprost! W okolicach piątego miesiąca życia bardzo dobrze widać to na przykładzie „pływania” >>>ZOBACZ<<<
Kupując spacerówkę dla malucha nie możemy więc fundować mu permanentnego zgięcia…
Druga rzecz, to „kierunek rozwoju„. Od półrocznego dziecka oczekujemy, że w leżeniu na pleckach uniesie miednicę i zgięte nóżki nad podłoże, będzie dotykało swoich ud, podudzi, stóp… aż w końcu włoży palce stóp do buzi. Wiemy wtedy, że wszystko, czego maluch miał nauczyć się w leżeniu na pleckach już potrafi i może „iść” dalej.
Aby jednak paluszki stopy wylądowały ostatecznie w buzi… miednica dziecka musi się unieść, a co za tym idzie, ciężar ciała powinien przesunąć się wyżej – w okolicę łopatek, obręczy barkowej. A przecież w pozycji półleżącej nie jest to możliwe!
To właśnie dlatego zaleca się, aby dziecko jak najdłużej spędzało czas na płaskim, możliwie twardym podłożu i aby nie rezygnować z gondoli zbyt wcześnie.
Inne zalety płaskich powierzchni?
W przeciwieństwie do siedzisk kubełkowych, spacerówka rozłożona na płasko daje dziecku możliwość wykonywania bardziej swobodnych ruchów. Może z łatwością zmienić pozycję, obrócić główkę zarówno w jedną, jak i w drugą stronę…
W pozycji półleżącej, przy jakiegoś stopnia „wyprofilowaniu” dla pleców i główki nie jest to już takie oczywiste. Zarówno kubełki, bujaczki, leżaczki i inne tego typu „pomoce” poprzez ograniczenie swobodnych ruchów głowy, mogą przyczynić się do powstania jej spłaszczenia lub utrwalić asymetrię w wypadku, gdy występowała do niej tendencja – wtedy, siłą grawitacji jakby „ściągane” jest w dół po najmniejszej linii oporu…
Kolejną rzeczą jest ustawienie barków. Może jest to mniej widoczne u kruszynek, ale większe dziecko, w dodatku solidnie ubrane (a obecna pora roku raczej tego wymaga) będzie miało tendencję do leżenia z barkami wysuniętymi w przód, a często też uniesionymi. Jak to się ma do rozwoju?
Nooo… raczej nijak… Praca nad obniżeniem barków, oddaleniem ich od uszu to częsta i wcale nie taka łatwa gratka dla fizjoterapeuty… Przecież aktywne podpory możliwe są jedynie wtedy, kiedy uzyskamy prawidłowe ustawienie łopatek!
Skrytykowałam kubełki ;/ Ale naprawdę nie o to mi chodziło… Przeanalizowałam je po prostu pod względem rozwoju dziecka…
Nie mówię jednak, że wożąc malucha w siedzisku kubełkowym jakoś drastycznie zaburzymy jego rozwój… Może nie, a może tak – to w dużej mierze zależy od dziecka i od tego ile czasu realnie maluch spędza w takiej pozycji, a także… ile ma okazji do doświadczania np. pracy na macie.
Dlatego, jeśli Wasze dziecko dobrze się rozwija, jest aktywne, dużo czasu spędza na brzuszku i nie spacerujecie od wschodu, do zachodu słońca, prawdopodobnie „nic mu nie będzie”
Osobiście tym razem ponownie decyduję się na spacerówkę rozkładaną na płasko. 🙂
KIEDY PRZESADZIĆ DZIECKO DO SPACERÓWKI?
Do spacerówki na siedząco dopiero wtedy, kiedy maluch będzie potrafił samodzielnie usiąść i utrzymać przez dłuższy czas pozycję siadu bez podporu.
Dlaczego to takie ważne?
Bo to wyższa szkoła jazdy. 😉 Kiedy dziecko siedzi na dywanie, naprawdę ma duuużo łatwiej. 😉 Podczas spaceru dochodzą jeszcze przecież takie okoliczności jak wstrząsy, zmiany kierunku, tempa jazdy itp., a maluch musi sobie z tym wszystkim jakoś poradzić!
Jeśli z jakichś powodów decydujecie się przesiąść do spacerówki wcześniej, najlepiej rozłożyć ją zupełnie na płasko lub unieść oparcie jedynie nieznacznie. Nie powiem niestety jaki kąt będzie idealny… To bardzo indywidualna sprawa, bo każde dziecko jest inne i inaczej zareaguje na taką propozycję (na pewno nie ustawiamy oparcia całkowicie pionowo – kiedy dziecko będzie chciało i będzie gotowe, by usiąść, podciągnie się i przyjmie pozycję siadu prostego. ;))
Mogę jednak podpowiedzieć Wam na co zwrócić uwagę jeśli chodzi o pozycję malucha 😉
Jak powinna wyglądać idealna pozycja w spacerówce?
- po pierwsze ułożenie miednicy- wiemy, że w idealnym siadzie dziecko siedzi na guzach kulszowych, jego plecki są proste. Jeśli chodzi o pozycję przy nieznacznie uniesionym oparciu, powinno być podobnie- warto zwrócić uwagę szczególnie na to, czy kręgosłup malucha w dolnej części (lędźwiowej) przylega do oparcia. Jeśli nie, koniecznie trzeba to zmienić. Jeśli między oparciem spacerówki, a kręgosłupem malucha jest wolna przestrzeń, oznacza to, że miednica dziecka znajduje się w zbyt dużym przodopochyleniu. A przecież dążymy do tego, aby ustawiła się ona w pozycji pośredniej!
Jak to zrobić? Najczęściej wystarcza modyfikacja kąta nachylenia oparcia lub ułożenie nóżek dziecka w taki sposób, by kąt pomiędzy udami a tułowiem był zbliżony do kąta 90 stopni.
- po drugie liniowość – cóż to takiego? To nic innego jak ułożenie malucha w taki sposób, aby tułów dziecka był prosty, a główka nie opadała na żadną ze stron. Łatwo to zobrazować wyobrażając sobie linię, która ma połączyć nosek, bródkę, mostek, pępek i spojenie łonowe dziecka. Jeśli jest to linia prosta, jest dobrze. 😉
Czy kolega ze zdjęcia poniżej ma dobrą kontrolę nad pozycją, w której siedzi? Hmmm… śmiem twierdzić, że nie do końca. ;/ Albo tak wysokie ułożenie oparcia to dla niego jeszcze zbyt wiele, albo… siedzi tam już połowę dnia…
– po trzecie nóżki – fajnie, jeśli podnóżek zapewnia im podparcie, a nie zwisają one poza siedzisko. Dlaczego? Bo dzięki podparciu nóżek możemy wpłynąć na poprawę stabilności maluszka. 🙂
WKŁADKI DO SPACERÓWKI
Skoro krążymy wokół tematu podkładania „czegoś”, aby ustabilizować bezpieczną pozycję malucha, z pewnością nasuwa się Wam pytanie odnośnie wkładek do spacerówki…
W moim wyobrażeniu, jeśli w ogóle, to idealna wkładka to taka, która rzeczywiście zabezpiecza malucha przed zsuwaniem się na boki, zabezpiecza jego pozycję, ale w żaden sposób nie ogranicza swobodnych ruchów.
PODUSZKI/ SKRZYDEŁKA?
Hmmm… Ich celem ma być głównie minimalizacja wstrząsów, jakim poddawany jest maluch podczas transportu… Zamysł jest świetny, bo rzeczywiście, czasami nasze chodniki lub inne ścieżki pozostawiają wiele do życzenia. Wtedy poduszka motylek jak najbardziej… ALE! dobrze zaprojektowana! Pamiętajcie, to nie ma być wypchany do granic możliwości „kloc”. Nie chodzi nam o to, aby główka dziecka zgięta czy wysunęła się do przodu! Nie chodzi też o to, aby jego barki uniosły się w górę. Dlatego, jeśli motylek, to dobrze dobrany! Delikatnie wypchane boki, możliwie płaski środek i nigdy, przenigdy nie położony pod barkami! Na ewentualnym motylku powinna leżeć jedynie główka dziecka!
CZY MOŻNA W TAKIM RAZIE JAKOŚ „OBEJŚĆ GONDOLĘ” I OD POCZĄTKU PORADZIĆ SOBIE W SPACERÓWCE ROZKŁADANEJ NA PŁASKO?
Pewnie można, bo rzeczywiście gondola służy nam dość krótko… Ale ja nie do końca jestem przekonana czy warto… Gondola to naprawdę duża wygoda i większe bezpieczeństwo (może piszę już trochę z perspektywy mamy mającej większe potomstwo… ale na myśl, że miałabym teraz zostawić maleńkie dziecko w spacerówce… przy trójce rodzeństwa… jakoś… mnie przeraża. ;)). Poza tym, wkładając noworodka do spacerówki przydałoby się go zapiąć pasami, a to może znacząco ogranicza już jego swobodę. Alternatywą w tym przypadku wydają się być tzw. miękkie gondole czyli specjalne wkładki do spacerówki. Jeśli jednak o mnie chodzi, stawiam na tradycyjną formę. 😉
JAKIE OPARCIE W SPACERÓWCE? Twarde czy miękkie?
Zdecydowanie bardziej twarde niż miękkie, zapadające się… Oczywiście nikt nie kupuje dziecku spacerówki z drewna, ale twardsze oparcie to dla malucha silniejsza informacja sensoryczna i większa mobilizacja do aktywności. Dlatego nawet wtedy, kiedy mamy już dość swojego wózka wielofunkcyjnego (a zazwyczaj następuje to dość szybko) i marzymy o lżejszej i mniejszej alternatywie… warto wybrać taką, której oparcie jest możliwie twarde i płaskie.
AMORTYZACJA
Czy wybierając spacerówkę warto zwrócić na to uwagę? Oczywiście, że tak! Jechaliście kiedyś kolejką górską w wesołym miasteczku? Ja co prawda już się chyba starzeję i nie kręcą mnie tego typu atrakcje, ale nie tak dawno dzieciaki namówiły mnie na przejażdżkę naprawdę bardzo niewinnie wyglądającym wagonikiem… Oczywiście oni byli zachwyceni, ale ja… przeżyłam koszmar! Zero amortyzacji, wstrząsy, nagłe zmiany kierunku…
I jakoś tak kojarzy mi się to wszystko właśnie z początkami wożenia malucha w spacerówce. Pamiętajcie – podstawą tego, abyśmy my mogli dobrze amortyzować wstrząsy jest oparcie stóp o podłoże i ewentualne balansowanie sowim ciałem – unoszenie i opadanie miednicy (teraz myślę, że jazda konna mogłaby być lepszym przykładem). Jeśli tego nie ma (a u malucha, który dopiero rozpoczyna tę przygodę trudno tego wymagać), wszystkie wstrząsy przenoszą się wyżej obejmując kręgosłup i głowę. Syndrom dziecka potrząsanego, o którym napiszę niebawem, może być wywołany właśnie gwałtownymi, nadmiernymi wstrząsami!
PASY BEZPIECZEŃSTWA
Oczywiście teraz chyba każda spacerówka wyposażona jest w takie. 😉 Pozostaje jeszcze kwestia tego, aby ich naprawdę używać! Nawet jeśli wydaje nam się, że dziecko nie wypadnie, bo przecież jeszcze się nie wychyla… Nie wierzcie w to, bo… „nie znacie dnia ani godziny…” Zawsze musi być ten pierwszy raz! Jak dobrze je zapiąć? Przede wszystkim odpowiednio dopasować ich wysokość do „rozmiarów” malucha. Idealnie, jeśli „wychodzą z oparcia” na wysokości barków dziecka.
Pasy powinny być zapięte dość ciasno – oczywiście nie chodzi o to, by wciskać plecki dziecka w oparcie spacerówki, ale jeśli zostawimy maluchowi zbyt dużo swobody, może okazać się, że się z nich po prostu wywinie. Jak ciasno? Pewnie spotkacie się z różnymi opiniami ile „luzu” powinno mieć dziecko w pasach… palec… dwa palce… Ja tego nie wiem, bo przecież palec palcowi nierówny. Chodzi o to, aby maluch nie mógł się z nich wydostać, a jednocześnie aby nie powodowały, że dziecku wyjdą na wierzch oczy. 😉
JAK WOZIĆ NIEMOWLAKA – PRZODEM CZY TYŁEM?
Spacerówki wózków wielofunkcyjnych mają zazwyczaj możliwość wyboru ustawienia siedziska przodem lub tyłem do kierunku jazdy. Myślę, że jest to bardzo fajna opcja szczególnie, kiedy dopiero rozpoczynamy tę przygodę albo wówczas, gdy nasze dziecko doświadcza tzw. lęku separacyjnego… Możemy wtedy spokojnie ustawić siedzisko tak, aby dziecko nas widziało. 😉 Poza tym, to my mamy lepszą kontrolę nad pozycją malucha i widzimy co aktualnie mały człowieczek kombinuje… 😉
Dotarłam nawet do ciekawych badań >>>ZOBACZ<<<, które mówią np. że dzieci wożone przodem do rodzica 2x częściej zasypiają, częściej się uśmiechają, nawiązują kontakt, a ilość uderzeń ich serca na minutę jest mniejsza w porównaniu z maluchami wożonymi odwrotnie (ciężko tylko określić czy rzeczywiście wynika to z większego poczucia bezpieczeństwa, kiedy maluch widzi rodzica czy np. jest wynikiem tego, że siedząc przodem do kierunku jazdy ma więcej wrażeń ;)).
Kiedy zmieniamy kierunek? Myślę, że nie ma reguły! Z pewnością musimy nauczyć się obserwować nasze dziecko – kiedy ewidentnie maluch próbuje wychylić się ze spacerówki, bo interesuje go już coś więcej niż twarz mamy, to śmiało można spróbować czy to właśnie o to chodziło. 😉
PODSUMOWUJĄC
Zachęcam do tego, aby wozić w gondoli ile się da – dosłownie i w przenośni (bo dziecko może wrzeszczeć, bo z niej wyrośnie na długość, bo już jest zbyt ciężkie…) i dopiero później przesiąść się do spacerówki… Z pewnością nieocenioną zaletą takiej formy jest też to, że w gondoli łatwiej ograniczyć ilość bodźców, jakie docierają do dziecka… Idąc np. do hipermarketu (osobiście już dawno wyleczyłam się z tego typu pomysłów, bo moje dzieci odreagowywały to później baaardzo długo)… rozkładamy budkę gondoli i mamy pewność, że nie będzie bombardowane taką ilością informacji, jaka mogłaby mieć miejsce w przypadku siedziska spacerowego…
Na koniec moja ulubiona kwestia:
CZY DROŻSZE ZNACZY LEPSZE?
Zdecydowanie nie! Czasami przepłacamy za markę, znaczek, a w rzeczywistości tańszy wybór może być bardziej funkcjonalny i równie wygodny dla nas! Osobiście raczej nie kieruję się marką… Zanim dokonam zakupu, zawsze muszę się do niego najpierw osobiście „przymierzyć” 😉
Ps. Zaraz pewnie posypią się komentarze…”ja wsadzałam wcześniej i nic mu nie jest” albo… „mnie wsadzali i jestem zdrowa/y”. No pewnie! Żebyście widzieli spacerówkę z mojego dzieciństwa! 😉
Tak, jak pisałam wcześniej – wózek jest tylko wycinkiem tego, co proponujemy maluchowi… Ważne, żeby umieć obserwować dziecko i wiedzieć na co zwrócić uwagę, by właściwie i odpowiednio szybko zareagować. 😉
Przyjazna pielęgnacja >>>ZOBACZ<<<, przemyślane zabawy >>>ZOBACZ<<<, dużo aktywności na macie oraz różnorodność doświadczeń to najlepsze, co możemy zafundować naszemu dziecku. 😉
*Wpisy mają charakter wyłącznie informacyjny i nie zastąpią wizyty u fizjoterapeuty ani innego specjalisty, dlatego wszelkie wątpliwości koniecznie skonsultuj z osobą, która ma okazję zbadać Twoje dziecko. Dla dobra Twojego Maluszka nie udzielam porad on-line.
[autopromocja]
Potrzebujesz gotowych pomysłów na proste, wspierające zabawy z maluszkiem? Sprawdź mój Przewodnik!
Chcesz dowiedzieć się więcej na temat rozwoju, przyjaznej pielęgnacji i zabaw powoli i… KROK PO KROKU? Sprawdź moje kursy on-line!
Kurs, w którym opowiem Ci o wszystkim tym, co najważniejsze w rozwoju maluszka od narodzin do końca trzeciego miesiąca życia.
Dowiesz się czego się spodziewać i co powinno zapalić pomarańczową lampkę.
Nauczysz się jak wspierać naturalny rozwój maluszka podczas codziennych zabaw i pielęgnacji – wszystko bez pośpiechu i presji.
Kurs, dzięki któremu dowiesz się jak przebiega rozwój maluszka od początku czwartego do końca siódmego miesiąca życia i co powinno zapalić pomarańczową lampkę.
Nauczysz się jak podczas codziennej pielęgnacji i zabaw dbać o rozwój psychoruchowy dziecka, które staje się już coraz bardziej ciekawe świata.
Wszystko w przystępnej formie i krok po kroku – tak, aby wdrożenie tych wskazówek w życie było czystą przyjemnością.
Kurs, w którym opowiem Ci o najważniejszych umiejętnościach, które powinien osiągnąć maluszek w tym wieku.
Dowiesz się jakie są czerwone flagi fizjoterapeutyczne i nauczysz, na co zwracać uwagę podczas codziennych zabaw i pielęgnacji.
Moje kursy i e-booki możesz zakupić również w formie VOUCHERA i podarować w prezencie przyszłym lub świeżo upieczonym Rodzicom!
Wystarczy, że po dodaniu produktu do koszyka, zaznaczysz opcję „KUPUJĘ NA PREZENT”
Twoje udostępnienie wiele dla mnie znaczy, dziękuję! ❤️